Zapraszamy do lektury naszego pisma. Poniżej wybrane artykuły.

Na każdym z nas Bóg zapala Betlejemską Gwiazdę 

Motyw Światła, tak częsty w Piśmie Św., pojawia się też w Ewangelicznym opisie narodzin Pana Jezusa. Już przepowiadając je, napełniony Duchem Świętym ojciec Jana Chrzciciela, Zachariasz, prorokuje: „(…) z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju” (Łk 1, 78 – 79). Pierwszymi, których „zewsząd oświeciła chwała Pańska”, byli betlejemscy pasterze trzymający nocną straż nad swą trzodą. To oni po zwiastowaniu anioła o narodzeniu Dziecięcia – Mesjasza usłyszeli radosną pieśń zastępów niebieskich: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania” (Łk 2, 14). Natychmiast udali się z pośpiechem we wskazane miejsce, oddali hołd Dziecięciu, złożyli dary i wrócili do pracy „wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli” (Łk 2, 20). Droga pasterzy do Jezusa była krótka. W naturalny sposób, z pełną wiarą i wielką prostotą przyjęli i powitali Bożego Syna. W ich postawie widać nie tylko wielką gorliwość, z jaką udają się do żłóbka, by uczcić narodzenie Zbawiciela, ale też zrozumienie, że całe ludzkie życie ma być wielkim uwielbieniem Boga i dziękczynieniem za wszystko, co dla ludzi uczynił.

Światło Objawienia dosięga też Trzech Króli ze Wschodu, pochodzących z pogańskich stron, a z powodu swej tajemnej wiedzy nazywanych Mędrcami. Dostrzegają oni cudowną, tajemniczą Gwiazdę na niebie. Rozum i wrodzona dociekliwość sprawiły, że odczuli potrzebę zgłębienia Prawdy o tym nadzwyczajnym zjawisku. Silne pragnienie poznania daje im wewnętrzną moc i impuls do poszukiwań w czasie długiej podróży. Podążając cały czas za Gwiazdą, docierają do Betlejem, gdzie potrafili nie tylko rozpoznać, ale i uznać wielkość swego Króla i Boga w Nowonarodzonym Dziecięciu. Upadli więc na twarz, oddali Mu pokłon i ofiarowali cenne dary. Z pełną wiarą przyjęli też i spełnili nakaz otrzymany we śnie, żeby nie wracali do Heroda, więc „inną drogą udali się do ojczyzny swojej” (Mt 2, 11 – 12). Trzej Królowie odbywają długą wędrówkę: od pogaństwa do przyjęcia Dobrej Nowiny. Potrafili właściwie odczytać Boży znak i w światły sposób, z pełną świadomością go przyjąć. „Ich postawa podpowiada, że mądrość prawdziwa polega na wytrwałym szukaniu Boga, konsekwentnym podążaniu w Jego stronę i głoszeniu Go światu” (ks. T. Jaklewicz). Potwierdza, że gdy się jest pełnym wiary, nie ogarnia strach przed nieznanym, a i trudy niełatwej drogi znosi się z większą ochotą.

Nasi patroni 

Każdy z nas na Chrzcie Św. otrzymał imię, które stało się częścią jego osoby. Jedni otrzymali je ze względów religijnych, wielu – z powodu na tradycję rodzinną, u drugich zadecydowały względy estetyczne (ładnie brzmi, pasuje do nazwiska, a u niektórych – narodowe, by uczcić bohatera, który je nosił). Łatwo zauważyć, szczególnie teraz, że przy nadawaniu imienia pewną rolę odgrywa moda, a pojawia się ona m.in. pod wpływem wydarzeń dziejowych czy medialnych.

Kościół uczy, że daje się imię ze względu na świętego patrona (łac. patronus – obrońca, opiekun). W ten sposób przypomina prawdę, wyznawaną w Credo, że jesteśmy rodziną dzieci Bożych, do której należą: pielgrzymujący na ziemi, dusze czyśćcowe i sprawiedliwi w Niebie, czyli święci. W KKK czytamy: „Ponieważ mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, jeszcze mocniej utwierdzają cały Kościół w świętości. Nieustannie wstawiają się za nami u Ojca. Ich przeto troska braterska wspomaga wydatnie słabość naszą” (KKK 956). „Kontemplują oni Boga, wychwalają Go i nieustannie opiekują się tymi, których pozostawili na ziemi” (KKK 2683). Święci patroni tworzą pomost między niebem a ziemią. Oni znają sens i drogę, która prowadzi do życia wiecznego. Oni wiedzą, jak dobrze żyć. Teraz zapraszają nas, pielgrzymujących, do tego, by całym sercem pragnąć przyjaźni z Bogiem. Oni też znają niebezpieczeństwa i zasadzki Złego, grożące naszym duszom. Trzeba jednak pamiętać, że ich pomoc jest mocno uwarunkowana naszą wiarą i dobrą wolą w podążaniu za nimi i w ufności w moc ich wstawiennictwa. Gdy z wiarą zwrócimy się do nich, wtedy wspomagają nas w potrzebie, ponieważ wspólnota z nimi jest miłością w czynie. Świętych Obcowanie, tajemnicza moc miłości, jest rzeczywistością. Możemy z niej czerpać – na miarę określoną przez naszą wiarę i wolę. Od każdego z nas zależy, by ten piękny dogmat, arcydzieło mądrości i potęgi Boga, był rzeczywiście przeżywany w swym prawdziwym pięknie. Świętych Obcowanie to wielkie dobro, szczególnie dla nas, przeżywających trudności, lęki, cierpienia, pokusy.

Niebo – naszym właściwym domem 

W Dniu Wszystkich Świętych – tych beatyfikowanych i kanonizowanych oraz tych znanych tylko Bogu – nasze myśli kierujemy ku sprawom ostatecznym. Modląc się za zmarłych bliskich naszemu sercu, żywimy nadzieję, że znajdują się w gronie zbawionych. Pismo Św. często wspomina o niebie – jako miejscu i stanie nadprzyrodzonego szczęścia, pokoju, wolnego od jakiegokolwiek cierpienia. Św. Jan w Apokalipsie napisał: „I otrze Bóg wszelką łzę z oczu ich, a śmierci już nie będzie ani smutku, ani wołania, ani bólu już nie będzie, bo dawne rzeczy przeminęły” (Ap 21, 4). Chrystus Pan nazywał niebo domem Ojca. W nauczaniu pobudzał słuchaczy do nieustannego wysiłku dla zdobycia królestwa niebieskiego. W Kazaniu na Górze wymienił 8 błogosławieństw, które wiodą do życia wiecznego (Mt 5, 1-12), podał warunki osiągnięcia nieba. W mowie pożegnalnej – podczas Ostatniej Wieczerzy – powiedział do apostołów: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele… Idę przecież przygotować wam miejsce” (J 14, 2).

Gdy Bóg powoła do siebie naszych bliskich…

  

„Las, chociaż znajomy, szumi dziś inaczej.

Tęsknota powraca z coraz większą siłą.

Codzienność w ukryciu wspomnieniami płacze…

Jedno życie odchodząc – cały świat zmieniło!”

 

Ten stan ducha znają wszyscy, którzy pożegnali swoich bliskich i są w trakcie przeżywania żałoby. Jej intensywność i długość trwania bywają dla każdego inne. Czas żałoby trzeba jednak przeżyć w duchu wiary. To zadanie dla każdego chrześcijanina dotkniętego bolesną stratą i wszystkich, którzy ciężar żałoby pomagają mu udźwignąć. Nie stoi w sprzeczności z naszą wiarą początkowy bunt przeciwko temu, co się stało, żal i pretensja do Pana Boga, który zabiera ukochaną osobę. Nawet Chrystus w chwili największego cierpienia wołał z krzyża pełen rozpaczy: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27, 46).

W swych rozważaniach o krzyżu ks. T. Jaklewicz pisze: „Nasz chwilowy bunt przeciw Opatrzności to też nasza wiara. Gdy poranione dziecko krzyczy, gryzie, kopie, pod tym zachowaniem kryje się prawdziwa bezradność i wielkie wołanie o miłość i utulenie w żalu”. Bezradność i krzyk gniewu dorosłego też jest formą wołania: „Boże, zadałeś mi ciężką, bolesną stratę. Postaraj się, żebym ją przeżył i miał siły żyć dalej!” Zło zaczyna się dopiero wtedy, gdy w tej fazie żałoby tkwi się zbyt długo i zbyt głęboko. Są osoby, które skupiają się wyłącznie na sobie i w swym bólu, pielęgnują wręcz swe cierpienie i nie dostrzegają niczego poza nim. Bywa, że tak przeżywana ich żałoba krzywdzi najbliższych, którzy też dotknięci stratą, potrzebują ich uwagi i pociechy, a ich samych wpędza w depresję.

 

Cóż to jest „Parafialnik”?

 

Myśl o wydawaniu „Parafialnika” zrodziła się pośród członków Akcji Katolickiej 12 lat temu. Pierwszy numer tego parafialnego miesięcznika ukazał się 4 X 1998 r. W tekście wstępnym ks. prob. Wojciech Bryja napisał m.in. „Z wielką radością oddaję do Waszych rąk pierwszy numer naszej parafialnej gazetki zatytułowanej „Parafialnik” (…) Głównym celem tego przedsięwzięcia jest przekazywanie wiadomości o życiu duszpasterskim naszego miasta, dekanatu i mieszkańców (…) Dzieło to prowadzić będzie wspomniana wyżej Akcja Katolicka, działająca przy naszej parafii oraz Wy, drodzy Parafianie, których zapraszam do współpracy w tworzeniu i realizacji tego dzieła”.